Polska szkoła 2012. Po co do szkoły?

Wszyscy muszą chodzić do szkoły, to oczywiste. Jest to tak oczywiste, że mało kto zadaje sobie pytanie, po co wysyłamy tam swoje dzieci. Dziś odpowiedź wydaje się dużo prostsza niż kiedykolwiek: dzieci idą do szkoły, żeby nauczyć się możliwie dobrze rozwiązywać testy; od tego zależy ich dalsza kariera. Taki cel przyświeca zarówno uczniom, nauczycielom, jak i dyrektorom szkół. W dzisiejszej szkole, jak w lidze piłkarskiej, liczy się tylko wynik. Miejsce w rankingu stało jest głównym kryterium oceny jakości szkoły, a spadek, choćby o jedną dziesiątą, przez wielu dyrektorów traktowany jest jak prawdziwa katastrofa.Testy stały się uzasadnieniem niemal wszystkich podejmowanych w szkole działań. W układzie testocentrycznym warto uczyć się tego, co może pojawić się na egzaminie. Inne cele schodzą na dalszy plan lub są całkowicie pomijane; szkoda na nie cennego czasu.

Akcja „Polska szkoła 2012”:
Jacek StrzemiecznyUczenie się w szkole …
Danuta Sterna (…) moje nadzieje
Marzena Żylińska Po co do szkoły?
Witold Szwajkowski Cele edukacji
Wiesław Mariański CHCĘ INNEJ SZKOŁY
Ewa Borgosz Kilka pytań …
Ksawery Stojda (…) deregulacja
Czas na przedszkole „Celowy” problem
Zofia Godlewska Szkoła musi być źródłem rozwoju
Strona główna blogów Oś świata

Dlaczego młodzi Polacy powinni umieć rozwiązywać testy oparte na zerojedynkowym kluczu? Dlaczego mają ćwiczyć się w udzielaniu najbardziej typowych odpowiedzi? Dlaczego reprodukcja wiedzy jest dziś w szkole bardziej pożądana niż jej stosowanie?  (Wiedzę powinno się traktować jako pochodną zdolności jej zastosowania.) Dlaczego przez długie lata uczniowie ćwiczą się w powielaniu znanych schematów? Dlaczego szkoła uczy jedynie odpowiadania na pytania, a nie ich zadawania? Rozwój każdego kraju, a więc i Polski, zależy wszak od tego, czy absolwenci będą potrafili odchodzić od tego, czego się nauczyli i szukać nowych, nikomu jeszcze nieznanych rozwiązań. Polska gospodarka będzie się tylko wtedy dobrze rozwijać, jeśli będzie innowacyjna, a stanie się taka, jeśli obecni uczniowie będą umieli myśleć kreatywnie i stosować wiedzę do rozwiązywania problemów, z którymi my teraz nie potrafimy sobie poradzić. Rozwój kreatywności i innowacyjności leży zarówno w interesie całego narodu, jak i każdej jednostki, bo nasze mózgi nie zostały stworzone do reprodukowania wiedzy, ale do jej przetwarzania i wyciągania ogólnych wniosków.

Przyszło nam żyć w społeczeństwie informacyjnym, w prawdziwej informacyjnej lawinie. Ilość dostępnej wiedzy podwaja się co dwa, trzy lata i proces ten wciąż przyspiesza. Selekcja informacji staje się jedną z najbardziej podstawowych kompetencji. Obecny model szkoły powstał w początkach ery industrialnej, gdy wiedza była dobrem tyleż rzadkim, co elitarnym, został więc dostosowany do ówczesnych potrzeb i możliwości. Wtedy pożądane były z gruntu inne kompetencje niż obecnie. Pracodawcy szukają dziś pracowników o wysokich kompetencjach interpersonalnych, potrafiących pracować w grupie, stosować posiadaną wiedzę do rozwiązywania problemów, sprawnie posługiwać się nowymi technologiami, wyszukiwać, selekcjonować i przetwarzać informacje, szybko uczyć się nowych rzeczy, samodzielnie organizować i planować pracę. Dobry pracownik umie prowadzić dialog, jest empatyczny, wie, co to konstruktywna krytyka, szanuje innych. Niestety, dzisiejsze szkoły wymienionych kompetencji nie rozwijają, między innymi dlatego, że trudno je poddać prostemu testowaniu. W sytemie testocentrycznym liczy się tylko to, co można łatwo zmierzyć i porównać. Ale jak zmierzyć innowacyjność, umiejętność selekcjonowania informacji, planowania pracy, umiejętność prowadzenia dialogu czy empatii? Wynikające z tych zaniechań straty rozpatrywać można zarówno z punktu widzenia gospodarki, jak również pojedynczych jednostek. Tracimy wszyscy! A kto zyskuje? Kto jest beneficjentem systemu testocentrycznego? Dlaczego kryterium mierzalności i porównywalności ma absolutny priorytet przed wszystkimi innymi, z kryterium przydatności włącznie?

Dzieci z reguły cieszą się na to, że pójdą do szkoły, wszystkie chcą się uczyć i są mocno zmotywowane do nauki. Zadbała o to sama natura. Sześciolatki nie myślą o przyszłości, ale oczekują, że szkoła zaspokoi ich ciekawość poznawczą i dostarczy ciekawych przeżyć. Dlatego z ufnością i zaciekawieniem przekraczają jej progi. Rodzice zaś ufają, że ich pociechy będą mogły rozwijać swój potencjał, że szkoła dostrzeże ich indywidualne talenty, stworzy środowisko stymulujące rozwój. Jedni i drudzy szybko przekonują się, że szkoła nie jest dla dzieci, ale dzieci dla szkoły, bowiem celem nie jest indywidualny rozwój i wspieranie uzdolnień, ale sformatowanie każdego dziecka na jedną modłę. Test jest wszak taki sam dla wszystkich. Dlatego wszyscy w tym samym czasie mają robić to samo i po każdym etapie nauki wykazać się takimi samymi kompetencjami. Jednostki nieco wolniejsze, bardziej kreatywne lub posiadające inne niż preferowane dziś przez szkołę uzdolnienia, uznawane są za słabsze, czyli mówiąc brutalnie, za głupsze. Przypinane dzieciom na podstawie wyników osiąganych na próbnych testach etykietki traktowane są przez nie jako obiektywna ocena. Na skutek tego część dzieci rozwija negatywny obraz własnych możliwości i zaczyna postrzegać siebie jako nieudacznika, który nie ma szans w rywalizacji z innymi. To determinuje ich przyszły rozwój i zmniejsza szanse, które szkoła teoretycznie powinna wyrównywać.

Blogi Oś świata:
Jacek Strzemieczny Oś świata Jacka …
Danuta Sterna Moja oś świata
Marzena Żylińska Neourony w szkolnej ławce
Witold Szwajkowski Prawo do rozumienia
Wiesław Mariański Głos rodzica
Ewa Borgosz Do przyszłości
Ksawery Stojda Kolokolo Bird
Anetta, Grażyna Czas na przedszkole
Zofia Godlewska Patrząc na … szkołę
Strona główna blogów Oś świata

Podsumowanie

Dzieci powinny iść do szkoły, by móc rozwijać swój potencjał, by wykorzystać, to, co dała im natura. Historia Janka Muzykanta uczy, że szczęście zależy od tego, czy w życiu możemy wykorzystać talenty i uzdolnienia, jakimi obdarzyła nas natura. Leży to również w interesie całego społeczeństwa, ktore potrzebuje nie tylko profesorów i inżynierów, ale i tancerzy, muzyków, kucharzy, stolarzy, wynalazców, konferansjerów, strażaków, osób wrażliwych na potrzeby innych i takich, które mają talent w rękach. Jak w naszej polskiej szkole czułby się dziś Janko Muzykant? Czy szkoła pozwoliłaby mu rozwijać jego uzdolnienia? Czy mógłby studiować w akademii muzycznej, gdyby nie zdał matury z matematyki? Ile talentów umiera dziś w naszych szkołach, na ścianach których wiszą plakaty propagujące akcję odkrywania ….. talentów?

Dzięki rozwojowi neurobiologii mamy wgląd w to, jak funkcjonuje mózg. Czas dostosować nauczanie do jego potrzeb i możliwości.

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

Strona główna blogów Oś świata

Comments ( 0 )
  1. praktykantka

    W całej rozciągłości zgadzam się z powyższym artykułem. Również uważam, że chodzimy do szkoły tylko po to, aby zostać ocenionym i przetestowanym. Doświadczyłam tego zjawiska z punktu widzenia ucznia podczas poszczególnych etapów edukacyjnych, gdzie tylko i wyłącznie moja pamięć była wielokrotnie testowana (kreatywne myślenie do niczego mi się nie przydało). Obecnie mam okazję śledzić cały problem z punktu widzenia nauczyciela, ponieważ odbywam praktykę w pewnym gimnazjum. Nie jest to tak interesujące przeżycie jak na początku sądziłam. Można nawet powiedzieć, że raczej irytujące. Mam bowiem ,,nad głową” mentora, który udziela mi ,, słusznych wskazówek”. Po przeanalizowaniu tych wskazówek stwierdzam, iż mój mentor również nastawiony jest wyłącznie na przygotowanie uczniów do sprawdzianów i egzaminu. Oto skąd wyciągam takie wnioski:
    Po mojej propozycji zastosowania na zajęciach gry, która ma pomóc w zapamiętaniu słownictwa, otrzymałam następującą odpowiedź:
    – ,, Gra? Szkoda czasu! Oni muszą to po prostu wkuć! Grając, na pewno nic nie zapamiętają. A egzamin i półrocze tuż tuż. Zamiast tej gry można przeprowadzić ze cztery ćwiczenia z książki. One są bardzo ciekawe.”
    Lub:
    – ,,Piosenka na powtórzeniu? Nie, nie. Cały materiał musi zostać powtórzony, bo potem jedynki podostają. Rapowanie jest fajne, ale raczej niczego się nie nauczą, i tylko czas leci.”
    No właśnie – jak tu zatrzymać ten czas…..? Mam wrażenie, że uczniowie będą mogli wykazać się kreatywnością, tylko wtedy, gdy wszystkie zegarki zostaną wstrzymane.

  2. L.

    Niestety szkoła stała się dziś fabryką produkującą ogłupionych młodych ludzi, których zamiast kreatywności uczy się właściwego „stawiania krzyżyków”. Wręcz oczekuje się „dostosowywania myśli” do ustalonego klucza, zmusza do działania według schematu. Szkoła stwarza maszyny do uzupełniania kart odpowiedzi, w których powoli zanika ambicja, chęć rozwijania zainteresowań i pogłębiania wiedzy. Bo i skąd czerpać motywację, skoro wiadomo, że często wystarczą minimalne wiadomości, by zdać egzamin. Najważniejsze, żeby „wiedzieć o co chodzi”, jak często mówią uczniowie.
    Małym kosztem, a właściwie niewielkim nakładem pracy uczniowie zdobywają to czego się od nich oczekuje. Szkoła może pochwalić się kolejnymi zdolnymi uczniami, a dumni rodzice pojętnymi i inteligentnymi dziećmi. Tylko czy aby na pewno zasługują oni na te wszystkie przymioty? Osobiście ujęłabym to w ten sposób: nie tyle pojętni co sprytni. Zdolni i inteligentni, owszem. Jednak zdecydowanie zbyt często ograniczani przez szkołę, która nie zachęca do nauki, a wręcz przeciwnie, przytłumia ambicję uczniów.

  3. Ewa B.

    Dziękuję za tę wypowiedź – podpisuję się pod nią obiema rękoma.

  4. Paulina

    Niestety, szkoła jako środowisko ucznia, w którym spędza sporą część swojego życia nie pełni takiej roli, jaką powinna. Nasi rodzice, dziadkowie też chodzili do szkoły, ale posiadali większą wiedzę, niż uczniowie, którzy kończą ją dzisiaj. Kiedyś liceum trwało 4 lata, był czas, żeby przerobić materiał, był czas na zadawanie pytań, robienie eksperymentów. A dzisiaj? Ciężko znaleźć czas na lekcji, żeby uczniowie mogli robić to, co naprawdę ich interesuje. Jeżeli przez 12 lat ciągle rozwiązuje się testy i mierzy, ile tym razem zdobyłe(a)m punktów, każdy może się w takiej sytuacji zniechęcić. Rozpoczynając praktykę w szkole, miałam tyle fajnych pomysłów, co chciałabym z tymi dzieciakami zrobić, żeby zaczęły interesować się przedmiotem. Niestety, na samym wstępie zostałam ograniczona przez program nauczania z wydzielonym czasem, bez względu na to, czy na daną lekcję uczniowie potrzebuję więcej czy mnie czasu, testy, które trzeba systematycznie robić, ponieważ nie będzie ocen, a także podręcznik, który jest monotonny dla dorosłej osoby, a co dopiero dla 15-latka. Jak widać, szkoła potrzebuje wielu zmian. Tylko nie wiem, czy jest szansa, żeby je wdrożyć. Stare szkoły musiałyby zostać zlikwidowane, a w ich miejsce powstałyby nowe z ludźmi pełnych pasji.

  5. studentka NKJO

    Niestety szkoły nie umożliwiają dzieciom prawidłowego rozwoju. W dzisiejszych czasach nie liczy się wiedza lecz ocena oraz to czy uczeń jest w stanie trafić w klucz. Takie podejście powoduje, że uczeń nie otrzymuje możliwości rozwoju, a chęć do nauki zanika z każdym kolejnym dniem spędzonym w szkole. Szkoła powinna dostosować metody nauczania do potrzeb uczniów. Lekcja jest dla ucznia, nie dla nauczyciela. Jeśli w centrum procesu nauczania znajduje się nauczyciel ( jak też jest w 90%) to korzyści, które mogą czerpać uczniowie są bardzo małe. Do tego przyczynia się stosunek nauczyciela do ucznia oraz podręczniki, które oferują nie tylko nudę, ale gwarantują też zniechęcenie. Irytujący jest również fakt, że tak samo postępuje się z praktykantami, którzy przychodzą do szkoły w celu przygotowania się do zawodu nauczyciela. Z góry traktuje się ich jako tych „głupszych”, bo przecież dopiero co zdobywają doświadczenie i nic nie wiedza, a pomysły, które maja, być może i są fajne, ale nierealne. W oto taki sposób ponownie utwierdzamy się, że rzeczywistość szkolna pozwala nam tylko i wyłącznie na uwstecznianie się.

  6. sandra

    I mnie nie zostaje nic innego jak zgodzić się z powyżej przedstawionym obrazem polskiej szkoły. Kiedy byłam mała, cieszyłam się, że szkoła może zaspokoić moją ciekawość, rozwijać moje zainteresowania. Cieszyłam się również na sprawdziany, gdzie mogłam pokazać, na co mnie stać. Niestety, wraz z pójściem do gimnazjum zmieniło się moje podejście do nauki. Testy z historii, języka angielskiego (!!!) czy biologii przestały sprawdzać moje myślenie. Może inaczej- zaczęły sprawdzać myślenie schematyczne a to niestety nie odpowiadało mi, ponieważ byłam osobą zbuntowaną;) Z czasem zanikała także moja motywacja do nauki, szczególnie jeśli chodzi o historię. Liczyłam na szczęście, przecież jest 25% prawdopodobieństwa, że „upoluję” właściwą odpowiedź. Przy testach wyboru liczyła się nie wiedza, ale strategia, jaką się obrało. Nie uczyliśmy się, jak „sprzedać” wiedzę, uczyliśmy się, strategii, która pomoże nam zdać. Niektórzy zaznaczali same odpowiedzi A, niektórzy B, a inni na przemian. Kiedy tak patrzę na swojego kuzyna, który ma 8 lat i radość z nauki, myślę smutno, że niedługo to się skończy tak, jak u mnie się skończyło. Myślenie kreatywne? Niektórzy nie mają pojęcia, co ono oznacza! Oczekują pytania i podpowiedzi. Tak jak w życiu. Najlepiej tylko dwóch, żeby było łatwiej zdać…

  7. Dorota

    Po przeczytaniu artykułu mogę z całą pewnością stwierdzić, że zgadzam się z opisanymi w niej spostrzeżeniami. Jestem zdania, że dzisiejsza polska szkoła skupia się przede wszystkim na wyszkoleniu młodych osób, które po jej ukończeniu powinny odznaczać się takim samym poziomem wiedzy, co dla mnie jest niezrozumiałe. Wiadome jest, że każdy z nas uczy się w inny sposób, potrzebuje więcej lub mniej czasu na opanowanie jakiejś partii materiału. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, aby po ukończeniu szkoły móc podjąć pracę, do której wykonywania powinniśmy być w pewien sposób przygotowani. Polska szkoła nie stawia jednak na przygotowanie do pracy oraz nie wymaga od uczniów ogólnej wiedzy, lecz koncentruje się na uzyskiwaniu jak najlepszych wyników na egzaminach czy testach. Należy zadać sobie pytanie czy to właśnie w szkolnictwie jest najważniejsze? Czy ta 2 cz 3 rzeczywiście świadczy o kompetencjach danego ucznia? Ze swojego doświadczenia wiem, że to w wielu przypadkach nie pokrywa się z rzeczywistością. Bowiem osoby, które nie raz otrzymały ocenę niedostateczną, niczym nie odbiegały od piątkowych uczniów. Absolutnie zgadzam się z tym, że należałoby postawić nie na zero-jedynkowy sposób oceniania, lecz na rozwijanie zdolności u każdego ucznia. Bo chyba o to właśnie w szkole chodzi, by nie tylko do niej chodzić, lecz także, aby się czegoś nauczyć, co będzie można wykorzystać w przyszłości.

  8. Agnieszka

    Zdanie „dzieci idą do szkoły, żeby nauczyć się możliwie dobrze rozwiązywać testy” jest bardzo trafne i idealnie odzwierciedla sytuację w polskich szkołach. W dzisiejszym świecie nie liczą się umiejętności, tylko to na ile punktów napiszemy test czy jaką ocenę dostaniemy ze sprawdzianu. A czy oceny odzwierciedlają umiejętności ucznia? A co się stanie jeśli uczeń nie będzie potrafił wstrzelić się w klucz? Nie rozumiem dlaczego kształtuje się u uczniów schematyczne myślenie, według wzoru, czyż nie warto dać im możliwość wyrażania własnych spostrzeżeń, myśli? Jednym słowem czy nie warto dać im możliwość rozwoju? Z własnego doświadczenia wiem, że sama jako uczennica traciłam dużo punktów tylko dlatego ze nie udzieliłam takiej odpowiedzi jaka była przydzielona do danego zadania. To bardzo demotywuje uczniów i hamuje ich kreatywność.

  9. webmoni

    Niestety. Obraz dzisiejszej szkoły nie jest zadowalający i co gorsza nie widzę, aby ulegał jakiejkolwiek zmianie na lepsze. Około 4 lat temu opuszczając szkolne mury miałam nadzieje, że następne lata przyniosą ze sobą pozytywne zmiany. Niestety tak się nie stało. Najlepszym przykładem dla mnie jest moja młodsza siostra, która również tak jak ja musi się przygotować do matury tak ,aby udało jej się ‘wstrzelić’ w klucz. Ten stan rzeczy jest przerażający. Człowiek nie ma chęci uczyć się już na starcie. Co z tego, że będzie dobrze przygotowany, jeśli jest duże prawdopodobieństwo, że nie trafi w schemat. Uważam, że polska szkoła nie daje możliwości rozwijania takich umiejętności jak: samodzielność w myśleniu czy też kreatywne podejście, które są niezbędne w dorosłym życiu.
    „W dzisiejszej szkole, jak w lidze piłkarskiej, liczy się tylko wynik” – całkowicie zgadzam się z tym zdaniem. Liczy się wynik, nieważne co wiesz. Ważne, żeby udało ci się zdobyć jak największą ilość punktów na testach, maturach etc. Ocenia się zdolność ‚trafnego strzelania i trafiania w schemat’. Po prostu absurd.

  10. Iwona

    Czytając powyższy artykuł i komentarze byłam zszokowana spostrzeżeniami dotyczącego naszego szkolnictwa. Po chwili uświadomiłam sobie jednak, że, faktycznie, do szkoły idzie się po to, żeby uzyskać jak najlepszy wynik na testach. Byłam ostatnio świadkiem rozmowy dwóch nauczycieli w jednym z gimnazjów. Rozmowa dotyczyła (a jakże by inaczej!) wyników próbnych testów gimnazjalnych, które niedawno miały miejsce. Wyglądało to mniej- więcej tak: A: Podałem dzisiaj wyniku testu w 3 A. Nikt nie uzyskał nawet połowy możliwych do zdobycia punktów… Już nie wiem, co mam z nimi zrobić. Przecież z takimi wynikami nie dostaną się do liceum! B: Z mojego przedmiotu też wypadli fatalnie. Ta dzisiejsza młodzież… Nic nie umieją! Nie potrafią się uczyć. Do niczego w życiu nie dojdą.
    Miałam ochotę zapytać, czy rzeczywiście ci uczniowie nic nie umieją? Czy po prostu nie potrafili odpowiedzieć na pytania „zgodnie z kluczem”?
    Uważam, że wprowadzenie testów kończących jakiś etap nauki, w których punkty przyznawane są według klucza odpowiedz, jest największą głupotą, jaką można było wymyślić. Przykład: „Nowa Matura”. Miałam tę „przyjemność” zdawania jej kilka lat temu. Po egzaminie z biologii wróciłam do domu cała w skowronkach, bo tak świetnie mi poszło. Następnego dnia ukazał się w internecie klucz odpowiedzi. Rzeczywiście poszło mi świetnie – w pytaniach typu: przyporządkuj, wybierz poprawną odpowiedź (test wyboru) itp. Na końcu były zadania typu: przedstaw swoje zdanie…, jak myślisz…? itp. Tu mina mi zrzedła… Niestety moje zdanie na dany temat, nie było zgodne z kluczem odpowiedzi! Po co w takim razie zaczynać polecenie od zwrotów:”wyraź swoją opinię…”, czy „jak myślisz,….?”, skoro nie wolno nam myśleć?
    Przykre. I niestety bardzo demotywujące…

    • mazylinska

      @ Iwona

      Iwona napisała: „Miałam tę „przyjemność” zdawania kilka lat temu nowej matury. Po egzaminie z biologii wróciłam do domu cała w skowronkach, bo tak świetnie mi poszło. Następnego dnia ukazał się w internecie klucz odpowiedzi. Rzeczywiście poszło mi świetnie – w pytaniach typu: przyporządkuj, wybierz poprawną odpowiedź (test wyboru) itp. Na końcu były zadania typu: przedstaw swoje zdanie…, jak myślisz…? itp. Tu mina mi zrzedła… Niestety moje zdanie na dany temat, nie było zgodne z kluczem odpowiedzi! Po co w takim razie zaczynać polecenie od zwrotów:”wyraź swoją opinię…”, czy „jak myślisz,….?”, skoro nie wolno nam myśleć?
      Przykre. I niestety bardzo demotywujące…”

      Jestem jak najdalsza od tego, żeby podważać to, co napisała Iwona. A jednak wierzyć mi się nie chce, że można w poleceniu pytać o czyjeś zdanie czy opinię i jednocześnie tworzyć klucz z poprawną odpowiedzią. Tego nawet najwięksi surrealiści by nie wymyślili!!! To szczyt absurdu!!!!
      Czy obecnie też są takie zadania? Czy ktoś ma na ten temat pewne informacje?

      @ Wiesław

      Masz rację! Nie ma pytań, nie ma dialogu, bo wszystkie decyzje dotyczące szkoły zapadaja poza szkołą.

  11. Dorota

    „Pracodawcy szukają dziś pracowników o wysokich kompetencjach interpersonalnych, potrafiących pracować w grupie, stosować posiadaną wiedzę do rozwiązywania problemów, sprawnie posługiwać się nowymi technologiami, wyszukiwać, selekcjonować i przetwarzać informacje, szybko uczyć się nowych rzeczy, samodzielnie organizować i planować pracę. Dobry pracownik umie prowadzić dialog, jest empatyczny, wie, co to konstruktywna krytyka, szanuje innych. Niestety, dzisiejsze szkoły wymienionych kompetencji nie rozwijają, między innymi dlatego, że trudno je poddać prostemu testowaniu.”

    Zgadzam się z powyższym stwierdzeniem, że polska szkoła nie przygotowuje do życia oraz nie rozwija samodzielności i autonomii u uczniów. Jest przecież wiele zawodów, od których wymaga się kreatywności. Idąc do fryzjera oczekujemy pomysłu na naszą fryzurę, od hydraulika, aby nie kazał nam wymienić całego zlewu, a także od nauczyciela, aby nie koncentrował się tylko na programie nauczania, lecz także rozumiał i rozwiązywał problemy uczniów. Dlatego też szkoła powinna stawiać na rozwój autonomii u uczniów, a nie uczyć ich bezradności, która na pewno nie zaowocuje w przyszłości.

  12. Więc stwórzmy uczniom warunki!

    Zapraszam do przeczytania tekstu, który jest propozycją stworzenia nowej edukacji w Polsce. Proszę również zwrócić uwagę na komentarze.

    http://www.edunews.pl/badania-i-debaty/opinie/1740-dokonajmy-przewrotu-edukanskiego#jacommentid:1312

  13. L.

    Czytając komentarze dotyczące testowania uczniów przypomniałam sobie moją pierwszą lekcję języka polskiego w liceum. Nie zaczęliśmy jeszcze przerabiać materiału, a już instruowano nas jak właściwie postawić krzyżyk, jak zamalować krateczkę, żeby odpowiedź została zaliczona.
    Priorytety..

  14. Czyli co zamiast testów?
    Oto propozycja:

    „W jednej z niemieckich szkół w Rio de Janeiro miałem zaszczyt dzięki Instytutowi Goethego zorganizować konkurs czytelniczy. Uczniowie w różnych kategoriach wiekowych czytali na scenie przed publicznością teksty znanych autorów. Ta szkoła posiadała tzw. koordynatora, który zajmował się wszelkimi projektami kulturalnymi. Dzięki niemu miałem bezpośredni kontakt ze szkołą; można by taka osobę nazwać “oknem na świat”. Praca tego człowieka polegała na wyciągnięciu uczniów z krzeseł, by mogli teorię przećwiczyć w prawdziwym przedsięwzięciu, w którym należy się postarać, by coś osiągnąć. Oczywiście nauczyciele wyznaczyli swoich najlepszych uczniów. Co gdyby każdy mógł wziąć udział w podobnym przedsięwzięciu i tak właśnie wyglądałby egzamin? Uczniowie uczyliby się w przeróżny sposób (tradycyjny, komunikatywny, konstruktywny, itp.), ale sprawdzenie ich umiejętności odbywałoby się w określonych ramach praktycznych. Tak jak dzieje się to w prawdziwym życiu. W pracy przecież nie pisze się na zaliczenie testów z całego roku, ważne jest to, co potrafi ze swoja wiedzą zrobić, np. wygrać konkurs czytelniczy.

    W Niemczech podczas ferii letnich np. w Jenie, Weimarze organizowane są przez uniwersytety i centra językowe miesięczne kursy teatralne, historyczne, językowe, rzemieślnicze, itp. Kursy, które w codziennych szkołach nie widnieją w grafiku zajęć. Nadrobić je można zatem w ferie – za odpłatnością; przyznawane są również stypendia, oczywiście dla najlepszych. Co gdyby taki właśnie kurs byłby nagrodą (nie oceny, nie dobre wyniki w nauce) za dobrą pracę i zaangażowanie w zajęciach szkolnych, za współpracę z innymi, za rzetelne wykorzystanie swojej wiedzy. Na przykład uczniowie, którzy wygraliby konkurs czytelniczy, mogliby uczestniczyć w kursie letnim. Owe kursy przeznaczone byłyby dla najlepiej wykorzystujących swoje umiejętności (dziś rozpoznawani są pod hasłem: najlepsi), tam pogłębialiby swoją wiedzę, zainteresowania, itp. Uczestnictwo w takich kursach byłoby ważnym aspektem w zdaniu matury i dostaniu się na studia.”

    Fragment Artykułu: Dokonajmy przewrotu edukańskiego.
    http://www.edunews.pl/badania-i-debaty/opinie/1740-dokonajmy-przewrotu-edukanskiego#jacommentid:1312

    • mazylinska

      Dawid pisze:
      „W Niemczech podczas ferii letnich np. w Jenie, Weimarze organizowane są przez uniwersytety i centra językowe miesięczne kursy teatralne, historyczne, językowe, rzemieślnicze, itp.”

      A gdyby za taką formę nauki nie trzeba było płacić? Czy tak nie mogłyby uczyć szkoły? Czy pisanie i wystawianie sztuk nie jest lepszą formą poznawania literatury niż jej omawianie? Czy po napisaniu własnej sztuki, nie czyta się innych dramatów z większym zainteresowaniem? Czy szkoła nie mogłaby oferować zajęć rzemieślniczych? Kto by chciał, miałby zajęcia z matematyki, a ktoś inny z rękodzieła. Sądzę nawet, że mógłby to być inny sposób poznawania matematyki, taka „matematyka stosowana”, zamiast „teoretycznej”.
      Dlaczego ludzie chcą się uczyć w wakacje, nawet musząc za to płacić, a nie chcą tego robić za darmo w szkołach? Neurobiolodzy twierdzą, że wszyscy mamy ciekawość poznawczą i chcemy zrozumieć otaczający nas świat, ale tę pierwotną motywację można bardzo łatwo zniszczyć źle organizując środowisko edukacyjne.

      @ Michał
      Gdzie, na jakim etapie, popełniony został błąd? Czy te dzieci przyszły już zepsute do szkoły? Dlaczego są takie złe? Co je zepsuło, dlaczego wymagają resocjalizacji?

  15. Michał

    Kilka dni temu, pod którym z tematów, wypowiadała się nauczycielka… Agnieszka? Nie przepraszam.

    Pisała o tym, że w zmianie podejścia do edukacji nie chodzi tylko i wyłącznie o testowanie, sprawdzanie wiedzy, czy motywowanie. Zwróciła uwagę na problem trudnej młodzieży, którzy nie chcą się uczyć, są wulgarni, chamscy i bardzo źle się z nimi pracuje.

    Dziś prowadziłem zajęcia dla gimnazjalistów i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że przekazywanie wiedzy w gimnazjum nie powinno być priorytetem. Tym bardziej boję się o wprowadzenie czteroletnich gimnazjów! Ta młodzież, o ile ma wyrosnąć na porządnych obywateli musi zostać „zresocjalizowana” na etapie szkoły!
    Po 4 godzinach lekcyjnych (tylko!) prawie zasnąłem na bardzo ciekawym wykładzie, a to mi się nigdy nie zdarza. Z mojej strony ogromny szacunek dla osób, które pracują z taką młodzieżą i apel, aby zwrócić w przyszłości większą uwagę na uczenie i wychowywanie (!) młodzieży z trudnych środowisk, ponieważ żadna zamiana programu czy stylu nauczania nie sprawi, że osoby te się poprawią. Im potrzeba od pierwszej klasy zajęć socjalizujących, uczących współpracy, itd.
    Po dzisiejszych doświadczeniach wiem, że klasy dwudziestoosobowe to z pewnością zbyt duże klasy. Wcześniej podchodziłem do tego ze strony merytorycznej – mniej osób, łatwiej. Teraz mam też trochę inny ogląd tej sytuacji.

  16. Michał

    Marzena, nie jestem w stanie odpowiedzieć na te pytania dokładnie, ponieważ nie rozmawiałem długo z panią pedagog. Z tego co udało mi się dowiedzieć, to uczęszczające tam dzieci nie pochodzą z dobrych środowisk. Rzecz jasna nie oznacza to, że pochodzą z rodzin patologicznych! Tak naprawdę zły wpływ mogło mieć środowisko rówieśnicze na wcześniejszym poziomie edukacji, bądź środowisko rówieśnicze, w którym dzieci przebywały poza domem i szkołą.
    Rzecz jasna są i tacy i tacy.
    Kolejna sprawa, to zły wpływ tych „rozbrykanych” na uczniów chcących się uczyć. Jak określił to wychowawca jednak z klas „tutaj wykazanie się inteligencją nie jest lajtowe”.

    Gdzie doszukiwać się przyczyn? Wszędzie. Nie wolno generalizować, ale nie można się bez tego obejść, dlatego uwagę należałoby zwrócić na:
    – środowisko domowe
    – środowisko rówieśnicze szkolne (wcześniejszy etap edukacji)
    – środowisko rówieśnicze szkolne (obecny etap edukacji)
    – środowisko rówieśnicze po godzinach szkolnych
    Gdzie leży główny problem? Za pewne u części dzieci – wszędzie. U części tylko w jednym punkcie. Bez badań nie da się tego określić, a przeprowadzanie badań w tym temacie jest sztuką trudną. Dziś na mojej uczelni doktorat obroniła osoba, która zajmuje się właśnie tematem wychowania młodzieży, systemem myślowych i agresją. Możliwe, że w przyszłości będzie tego typu badania prowadzić.

    Wydaje mi się, że to etap szkoły podstawowej ma największy wpływ na ucznia i jego rodziców. Jeśli wtedy wykształci się u rodziców zainteresowanie i chęć rozwoju – na dalszych etapach będzie łatwiej.
    Na myśl przychodzi mi też inny problem. Młodzież słaba, agresywna, nie dostaje się do „dobrych szkół”, w związku z czym nie ma kontaktu z uczniami, którym zależy na edukacji. Trafia do szkół, gdzie spora część rówieśników ma podobne zdanie o szkole do ich własnego. Nasuwa mi się tutaj pytanie – czy nie jest to zakładanie „gett”? Swojego rodzaju społeczności, gdzie wszyscy mają tego samego rodzaju problem, te same (niewłaściwe z naszego punktu widzenia) schematy poznawcze, myślowe? Jeśli tak, to jak temu zapobiec? Wymieszać uczniów zarówno z szkół „dobrych” jak i „złych”? Oczywiście „zły” i „dobry” to określenia zazwyczaj stosowane do określenia wyników egzaminacyjnych.
    Wracając do problemu. Jeśli wymieszać takich uczniów, to czy zabieramy uczniom dobrym najlepsze możliwe warunki do rozwoju?

    Wydaje mi się, że nie jesteśmy póki co w stanie rozwiązać tego problemu. Ma on zbyt wiele powiązań z takimi problemami jak: patologia społeczna, dzielnice biedy, zbyt duża ilość uczni a zbyt mała ilość poświęcanej każdemu z osobna uwagi, itd.

    W stanach określa się najmłodsze dziś pokolenie (szkoła podstawowa) mianem pokolenia G. W świetle tego w jakim środowisku oni się wychowują i co robią z czasem oraz w jaki sposób (gry internetowe są tutaj głównym źródłem danych) pewne osoby wysnuwają tezę, że to właśnie to pokolenie będzie miało najwięcej samozaparcia i wytrwałości w tym, by stworzyć społeczeństwo równe, bez nędzy i patologii. Jednak jest to wizja, która miała by się spełnić za jakieś 30 do 50 lat.

  17. Wracam do pytania zawartego w tytule: po co do szkoły ? U kogoś z naszych sąsiadów przeczytałem: uczeń uczy się, żeby przygotować się do następnego etapu edukacji.
    I to jest, niestety odpowiedź: w obecnym systemie idziemy do szkoły po to, żeby uczyć się – uczymy się, żeby przejść do następnego etapu, w którym uczymy się, żeby … . Bramką przejściową do poszczególnych etapów są sprawdziany, testy, egzaminy. U szczytu tej piramidy jest uczelnia wyższa, po ukończeniu której stwierdzamy, że nie jesteśmy dobrze przygotowani do zawodu oraz do życia społecznego i prywatnego.

    Edukacja pojawia się w społeczeństwie cywilizowanym, którego poprzedników określamy słowem barbarzyńcy (Krzysztof Zanussi przypomniał niedawno określenie troglodyci). Zatem człowiek idzie do szkoły po to, aby nie być barbarzyńcą. Zatem podstawowym zadaniem szkoły POWSZECHNEJ jest, aby jej absolwent nie miał cech:
    – intelektualnego, emocjonalnego, uczuciowego, duchowego, kulturalnego, obyczajowego, obywatelskiego BARBARZYŃCY.
    Wydaje mi się, że współczesnej szkole, coraz gorzej wychodzi spełnianie tego zadania.

    Komentowanie diagnozy i postulatów Autorki jest bardzo trudne, a zarazem dziecinnie łatwe. Diagnoza i postulaty są jasne, logiczne i precyzyjne. Chciałoby się powiedzieć: nic dodać, nic ująć. Zatem wybieram losowo tylko jedno zdanie:
    „Dlaczego szkoła uczy jedynie odpowiadania na pytania, a nie ich zadawania?”
    Odpowiedź: ponieważ jest sprzeczne z fundamentalnymi zasadami tradycyjnej szkoły. Brakuje w niej kultury dialogu. Dialog nie jest jedną z zasad fundamentalnych. Zadawanie pytań i prowadzenie dialogu nie istnieje w relacjach:
    – nauczyciel-nauczyciel
    – nauczyciele-nauczyciele
    – nauczyciel(e)-dyrektor
    – nauczyciel-rodzice
    – szkoła-rodzice
    – szkoła-władze oświatowe
    Dlaczego więc miałyby istnieć w relacjach nauczyciel-uczniowie ?
    Oczywiście są wyjątki.

  18. „A gdyby za taką formę nauki nie trzeba było płacić? Czy tak nie mogłyby uczyć szkoły? Czy pisanie i wystawianie sztuk nie jest lepszą formą poznawania literatury niż jej omawianie? Czy po napisaniu własnej sztuki, nie czyta się innych dramatów z większym zainteresowaniem? Czy szkoła nie mogłaby oferować zajęć rzemieślniczych? Kto by chciał, miałby zajęcia z matematyki, a ktoś inny z rękodzieła. Sądzę nawet, że mógłby to być inny sposób poznawania matematyki, taka „matematyka stosowana”, zamiast „teoretycznej”.”

    Badania PISA (i raporty IBE) jasno pokazują, że osoby mające dostęp do pracowni przedmiotowych (biologia, chemia, fizyka) mają wyższe wyniki PISA.

    Kłopot jak zwykle rozbija się o pieniądze (pracownie trochę kosztują i wymagają miejsca) i kadry (nie wszyscy nauczyciele potrafią korzystać z prac praktycznych).

    • mazylinska

      @ Ezechiel

      I tu dotykamy istoty sprawy. Na edukację wydaje się wciąż więcej pieniędzy. Wprowadzony system ewaluacji jest niezmiernie kosztowny.
      Ja wciąż powtarzam, że od mierzenia jeszcze nikt nie urósł. Gdyby pieniądze przeznaczone dziś na testowanie w szkołach podstawowych i gimnazjach przeznaczyć na podniesienie jakości kształcenia, np. na stworzenie pracowni, to wyniki na pewno byłyby lepsze. Skoro pieniędzy jest mało, to trzeba zastanowić się, czy lepiej wydać je na stworzenie środowiska stymulującego naukę, czy na mierzenie. Czyli wracamy do ogrodnika. Jeden wciąż mierzy swoje rośliny, a drugi dba o optymalne warunki rozwoju, czyli pieli, przycina, nawozi itp. W systemie testocentrycznym wierzy się, że ciągłe mierzenie wymusi efektywna naukę, ale wszyscy już widzimy, że to myślenie życzeniowe.

  19. dsterna

    Dziś przeczytałam, że 50 mln złotych pójdzie teraz na „Cyfrową szkołę”. Gratuluję firmom sprzedającym sprzęt skutecznego lobbingu.
    Danusia

  20. @ Michał „Kolejna sprawa, to zły wpływ tych „rozbrykanych” na uczniów chcących się uczyć.”
    I z takimi uczniami jest problem już od 1 klasy. Mojej znajomej syn chodzi do szkoły z klasami integracyjnymi i był chłopaczek, który w wieku 7 lat rozwalał lekcję, był wulgarny, opiekowała się nim babcia którą potrafił trzepnąć. Wychowawca tylko rozkładał ręce stwierdzając,że on nic nie może zrobić. No więc efekt był taki, że reszta dzieci zaczęła brać z niego przykład oczywiście negatywny. Gdyby układ był taki, że zapisujesz dziecko do szkoły ale może z niej w kazdej chwili zostać wyrzucone sytuacja by się, że tak powiem wyczyściła ale nie wolno tak zrobic bo jest obowiązek. Teraz wszyscy muszą miec magistra albo wyżej inaczej są odbierani w społeczeństwie za nieudaczników… ale jakoś fryzjera nikt nie pyta czy ma magistra tylko jeśli ktoś mu go polecił bo ma w rękach to coś to do niego idzie. Absurd naszych czasów

  21. Jak lepiej ulokować pieniądze?

    Wydaje mi się, że od organizacji zajęć, bardziej przejrzystej. Na przykład od urozmaicenia grafiku tygodnia ucznia:

    Sobota i niedziela – wolne od szkoły (czas na przemyślenia, na inspiracje)
    Poniedziałek – zajęcia w szkole
    Wtorek – zajęcia poza szkoła lub projekty szkolne
    Środa – zajęcia w szkole
    Czwartek – zajęcia w szkole
    Piątek – zajęcia rzemieślnicze.

    Warto również zdefiniować, co rozumiem przez zajęcia:

    *te w szkole – zajęcia z pisania, prezentacji/dyskusji, rachunków, przedmiotów ścisłych/humanistycznych, dramy, języków obcych, itp.
    *te poza szkołą – wyjścia do muzeow, kin, bibliotek, wycieczki regionalne, realizacja projektów szkolnych ściśle związanych z zajęciami szkolnymi
    *rzemieślnicze – stolarskie, blacharskie, elektroniczne, itp.

    Myślę, że reorganizacja naszego tradycyjnego tygodnia szkolnego przyniosłaby ogromne efekty, gdyż zajęcia w szkole nie stanowiłyby jedynych form edukacji uczniów.

    Powstałyby prawdziwe, namacalne pracownie! I pieniądze byłyby mądrze wydane.

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.